Po publikacji podsumowania stycznia, stwierdziłem, że co miesiąc będę takie podsumowanie zamieszczał. Minęły 3/4 roku i mi się przypomniało 🙂 Zobaczcie jak w skrócie wyglądał ten okres treningowy.
Luty
W Lutym miała iść konkretna robota pod kwietniowy Orlen Warsaw Marathon z dwoma akcentami pod Grand Prix Gdyni na 10km. Stawka wysoka, bo za cały cykl mieli rozdawać samochód dla zwycięzców. Byłem w niezłej formie, na trudnej trasie w konkretnej wichurze poleciałem 30.35. Normalnie z czasu bym się cieszył, gdyby nie strata do zwycięzcy koło 40 sekund. Ale to był tylko przystanek po drodze do maratonu, który miał się odbyć za 2 miesiące. Motywacja do działania wzrosła po starcie, żeby trochę przygasnąć przez choróbsko, które mnie wtedy dopadło. Wypadło kilka dni treningowych i mocno mnie wyniszczyło. Lekkie zamieszanie wprowadzili też organizatorzy Orlenu odwołując maraton. starałem się nie zaprzątać tym głowy, wróciłem do treningu i zacząłem poszukiwania innego startu.
Marzec
Przyszedł wirus, którego nikt na początku nie podejrzewał o spowodowanie sporego zamieszania na świecie. Ja też, bo niby czemu miałoby to wpłynąć na moje przygotowania. Trenowałem dalej, robiłem swoje. Pojawiły się pierwsze przypadki w Polsce i pierwsi organizatorzy zaczęli odwoływać swoje imprezy. Ja miałem problem z klepnięciem maratonu zagranicznego, bo późno zacząłem to załatwiać, wszystko przez Orlen. Czekałem na nowego organizatora Mistrzostw Polski, padło na Kraków pod koniec kwietnia. Trochę zmodyfikowałem plan treningowy, zyskałem dwa tygodnie przygotowań. Mogłem nadrobić braki spowodowane chorobą. Trzymałem kilometraż, cisnąłem na siłowni i ruszałem z pierwszymi tempami maratońskimi.
Odwołali mi połówkę i 10km, które miałem lecieć na przetarcie. Był lekki stresik z powodu zamieszania startowego, ale jechałem dalej. Aż w końcu jako jeden z ostatnich padł Kraków. Skłamałbym jeśli powiedziałbym, że moja motywacja wtedy nie ucierpiała. Wyluzowałem z treningiem, ale biegało się przez jakiś tydzień-dwa bardzo topornie. Nie było ani mocy, ani chęci. Na szczęście minęło w miarę szybko. Nie było też widać na horyzoncie jakichkolwiek startów, więc postanowiłem wrócić do treningu zimowego z mniejszym kilometrażem (co jak później się okazało było błędem). Tygodniowo od kwietnia do lipca nie przekroczyłem 130km.
Kwiecień
Wchodziły pierwsze obostrzenia, między innymi debilny zakaz wstępu do lasów. Doposażyłem sobie siłownię, i załatwiłem bieżnię mechaniczną, żeby móc normalnie trenować. Cięższe treningi robiłem na bieżni, żeby jakiś nadgorliwy policjant nie przerywał mi tempa. Ciekawe czy, któryś z nich zaryzykowałby pościg 🙂 Spokojniejsze bieganie realizowałem na wale wzdłuż Wisły, na szczęście nie musiałem robić nadprogramowych przyspieszeń. Trenowanie na bieżni szło nieźle, myślałem, że będzie gorzej i nuda skutecznie obetnie planowane kilometry. Miałem wrażenie, że jakaś tam forma się szykuje. Dopóki nie ruszyłem na pomierzone odcinki w teren, okazało się, że tak kolorowo nie jest. Padła też decyzja o przełożeniu Igrzysk na kolejny rok. Akurat ta informacja mnie ucieszyła. Wprawdzie chciałem na wiosnę atakować minimum, ale wiedziałem, że to ryzyko i trochę treningu mi brakowało. Przeniesienie Tokio na 2021 rok dawało mi dodatkowy rok.
Maj
Jedyne możliwe starty, które miały się pojawić to była bieżnia. Planowałem pobiegać po mitingach i wystartować w Mistrzostwach Polski we Włocławku pod koniec sierpnia. Potem na początku września Mistrzostwa Polski w półmaratonie w Pile. Trzeba było powoli przyspieszać na treningach. Pierwsze tempa 6x1km i 12x500m to była męczarnia. W planie nieduża liczba odcinków, żeby móc pobiegać szybciej, niestety prędkości nie były oszałamiające. Ledwo łamałem 3.00 i nie przekraczałem 1.25 na 500m, dno. W międzyczasie organizatorzy wirtualnego półmaratonu w Białymstoku zaprosili mnie do rywalizacji. Nie spodziewałem się, że będzie jakiś wybitny wynik, ale jakoś poszło. Sam poleciałem 1.07.28 bez większego rzeźbienia. Jakbym się sprężył, na pewno poleciałbym z minutę szybciej, z grupą jeszcze coś bym urwał. Nie było jednak ze mną tak źle, brakowało tylko prędkości. Wróciłem do podbudowy, żeby przy kolejnym treningu tempowym było lżej.
Czerwiec
Na setki i dwusetki zacząłem zakładać kolce. Trzeba się powoli przyzwyczajać, pierwsze mitingi pojawiały się na horyzoncie. Zrobiłem kilka dobrych treningów długiego tempa w startówkach. Znów poczułem, że jest w miarę dobrze. Były też szybsze 400tki w kolcach, które wyszły obiecująco. 1.06-04 to może nie prędkość światła, ale szło luźno, był zapas pod kolcem. Pod koniec miesiąca pierwszy sprawdzian – 5000m we Włocławku. Uzbierała się fajna obsada. Wygłodniali startów zawodnicy chcieli się gdzieś sprawdzić. Tylu osób na piątkę Polski Związek nie widział już dawno. Dodatkowo było koło 8 chłopa chętnych na szybsze bieganie. Założenie tempo 2.50. Szło nieźle, trzymałem grupę i czekałem na rozstrzygnięcia. Koło 2km poczułem pierwsze zmęczenie, nie jakieś wielkie, po prostu poczułem, że biegnę. Na 3km chłopaki trochę przyspieszyli i odjechali mi na kilkanaście metrów. A ja zamiast lecieć swoje zszedłem z bieżni. Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego.
Nie czułem jakiegoś wielkiego zmęczenia, po prostu zmiękłem. Wróciły moje odjazdy ze schodzeniem, myślałem, że już sobie z tym poradziłem. Jednak po sporej przerwie od startów coś się w głowie poprzestawiało. Kilkaset kilometrów przejechałem po to, żeby nie ukończyć, masakra. Wracałem z Włocławka z konkretnym kacem moralnym, jak zwykle po zejściu. Najpierw chciałem zrezygnować z dalszych startów na bieżni, potem stwierdziłem, że to nie problem z formą tylko z głową. Za niecały tydzień był półtorak w Sopocie – totalnie nie mój dystans. Stwierdziłem – lecę.
Ida
8.07 urodziła mi się córeczka Ida – kilka kilogramów szczęścia i motywacji 🙂 Mała osóbka, która już na zawsze będzie miała wpływ na moje nie tylko sportowe życie. A ja liczę, że też będę mógł mieć wpływ na przebieg jej sportowej kariery, jeśli tylko zechce. Generalnie mamy w domu anioła. Wcześniej sporo osób straszyło nas, że nie będziemy spać w nocy, przebudzenia co godzinę lub dwie murowane. A Ida przesypia czasem nawet całą noc. Oczywiście zdarzają się noce z 2-3 pobudkami, ale raczej daje nam się wyspać. Wiadomo, nawet jedna pobudka wpływa na regenerację, a brak możliwości zorganizowania popołudniowej drzemki przy intensywnym treningu nie pomaga. Mimo wszystko nie możemy narzekać, mamy cudowną i grzeczną córeczkę. Kamila poradziła sobie dzielnie podczas ciąży i porodu, ogarniając przy okazji całą logistykę i pomagając mi w przygotowaniach. I ciągle czuwa nad wszystkim mimo, że musi ogarnąć pewną małą włochatą dziewczynkę 🙂
Lipiec
1500m to dystans, który leciałem koło 20 razy w życiu. Oprócz dwóch przypadków, zawsze atakowałem łamanie magicznych dla mnie 4 minut. Wyszło raz 🙂 Nie udało się po raz kolejny w tym roku. W równym biegu poleciałem 4.01. Ale zupełnie się tym nie przejmowałem. Ukończyłem bieg i zrobiłem jakiś zapas prędkości pod dłuższe dystanse. Musiało wystarczyć. W międzyczasie organizator połówki w Pile przełożył bieg z Mistrzostwami na październik.
Mimo, że jak wspominałem córka nie daje w kość, chodziłem na początku zmęczony. Biegałem kilometrówki po 2.50, nastawiałem się, że to będzie tempo rozgrzewkowe i będę się rozkręcał. Niestety ta prędkość okazała się docelową, a 5 powtórzeń było wyzwaniem. Został tydzień do kolejnego startu na 3000m, a ja liczyłem, że do tego czasu wypocznę. Kolejna wyprawa do Włocławka, ja na wizualizacjach wybiłem sobie z głowy schodzenie z trasy i nastawiłem się na walkę o życiówkę. Była ku temu okazja, zrzuciliśmy się na zająca, który miał rozprowadzić bieg po 2.45/km. Niestety mocno przeszarżował pierwsze 400m, przez co od drugiego koła leciałem na bombie. Wyszło 8.29, dramat.
Wiadomo, że zmęczenie, ale ten wynik nie wróżył szału na Mistrzostwach, trzeba było coś zmienić. W międzyczasie zrobiłem badania krwi po długiej przerwie. I znalazłem kolejny powód mojej mocno średniej dyspozycji. Wyniki na granicach norm wołały o powrót do suplementacji. A trening ukierunkowałem pod półmaraton planując piątkę polecieć po drodze.
Toruń
Z tym, że żeby tą piątkę polecieć na Mistrzostwach trzeba było zrobić minimum. Wystarczyło polecieć 15minut, więc nie jakieś wielkie wyzwanie, ale trzeba było coś zaliczyć. Padło na Toruń pod koniec miesiąca. Znów niezła obsada, ale ja planowałem ten bieg zaliczyć bez większej spiny. Sam start generalnie bez historii, ale już sama rozgrzewka była ciekawa. Dojeżdżając na miejsce planowaliśmy powoli ruszać na rozgrzewkę. I jeden z rywali widziałem jak na tą rozgrzewkę ruszył, kiedy organizator stwierdził, że przekłada bieg z powodu ulewy, która niedawno przeszła przez Toruń. Spoko zdarza się. Leżymy więc na pełnym relaksie, a komentator nadaje przez głośnik, że nasz bieg rusza za 50 minut. Nagle kilkunastoosobowy piknik przed stadionem się zwinął i ruszyliśmy na rozgrzewkę. Niektórzy drugą 🙂 Po 3km biegania dowiedzieliśmy się, że to fałszywy alarm. Bieg będzie później, ale nie wiadomo dokładnie kiedy. Zrobiłem wtedy 3 rozgrzewki (a niektórzy 4), bieg zamiast po 20 ruszył po godzinie 22. Pobiegłem 14.44. Minimum nabiegane i wiem, że na bieżni toruńskiego stadionu moja noga już raczej nie stanie 🙂
Sierpień
Tu już kilometraż trochę wzrósł pod kątem maratonu i ewentualnej połówki. Biegałem już większe ilości odcinków, tylko ostatnie powtórzenia biegając w tempie piątki. 400tki kończyłem w 59 sekund a 12x1km w 2.45, całkiem nieźle. Po drodze poleciałem też uliczną dyszkę w Płocku, którą udało się wygrać w niecałe 31 minut. Polski Związek na 3 tygodnie przed ogłosił, że Mistrzostwa Polski w półmaratonie odbędą się w pierwotnym terminie na początku września tyle, że w Bydgoszczy.. Niezły zapłon 🙂 Całe szczęście w miarę pod tą połówkę byłem w treningu, ale komunikacja w związku tragiczna. Zwłaszcza, że długo nie wiadomo było czy połówka odbędzie się w piątek, sobotę czy niedzielę. No nic, taki rok.
Pod koniec miesiąca poleciałem na Mistrzostwach Polski piątkę na stadionie. Nie spodziewałem się rewelacji, chciałem po prostu się przetrzeć. Ruszyłem pierwszą trójkę po 2.51, niestety później mnie ścięło i skończyłem w 14.33. Lepiej niż wcześniej, ale wynik średni. Przetarcie jako takie było, 4 dni przerwy i czekała mnie walka na połówce.
Wrzesień
Połówka w Bydgoszczy ostatecznie odbyła się w piątek. Na odprawie technicznej poza standardowymi informacjami miła niespodzianka, powiedzieli, że pierwsze trójki pojadą na Mistrzostwa Świata w Gdyni. Spoko. Trzeba było się wyspać i zrobić swoje. Trasa miała 3 pętle, jeden trudniejszy technicznie moment z mostkiem i podbiegiem, kilkaset metrów pod wiatr i jedna nawrotka na każdej pętli. Płasko, można było szybko pobiegać. I tego się spodziewałem, szybkiego tempa od startu.
A zaczęło się nie za szybko po 3.08-12/km, w sporej grupce. Nikt nie chciał ruszyć odważniej, stawka była całkiem wysoka. Większość biegu prowadził Adam Nowicki powoli podkręcając tempo na kolejnych kilometrach i gubiąc kolejnych zawodników. Do końca drugiej pętli dobiegliśmy we czwórkę i Adam ruszył zdecydowanie szybciej. Zdecydowałem się pójść za nim nie czając się na trzecie miejsce, chciałem powalczyć o zwycięstwo. No i niestety zapłaciłem za to. Kilka kilometrów później dogonił mnie szwagier, z którym dobiegłem do ostatniego kilometra. Gonił nas Damian Kabat, no i niestety mnie dogonił, na ok. 300m do mety, nie miałem już z czego odeprzeć atak i dobiegłem na moim ulubionym czwartym miejscu z niezłym w porównaniu do poprzednich lat czasem 1.05.45. Niestety 14 sekund za medalem i kwalifikacją na Mistrzostwa Świata. No cóż, trzeba się będzie załapać na Igrzyska 🙂
Po połówce zaliczyłem jeszcze dwa mniejsze starty uliczne. Koło połowy miesiąca obowiązki sprawiły, że nie mogłem trenować w pełni. W tygodniu biegałem wieczorami zmęczony zajęciami, w weekendy podkręcałem kilometraż robiąc dłuższy ciągły. Przez te pięć dni w tygodniu praktycznie tylko truchtałem i robiłem krótkie rytmy. I tak przez prawie miesiąc.
Październik
Od 10.10 zacząłem normalny trening. Długie biegi ciągłe w ogóle nie sprawiały mi problemów, 30-32km po ok. 3.30/km wchodziły pięknie. Zamiast kilometrówek zrobiłem 3-minutówki w lesie, ale wyszło dobrze, można było ruszać z tempem maratońskim. Po drodze jeszcze Bieg Warciański w Kole, żeby sprawdzić na czym stoję. Bieg wprawdzie męczyłem, ale wyszło 30:48 na szutrowej trasie z ostatnim kilometrem w 2.50, który dał mi zwycięstwo. Czułem, że za kilka tygodni będę w stanie polecieć w granicach 30 minut na normalnej trasie. Ale planowałem połówkę, a nie dychę, która miała się odbyć 8.11 w Białymstoku. Pasował mi termin, żeby zrealizować wszystkie ważne treningi do maratonu. Niestety tydzień wcześniej odwołali bieg, powód wiadomy.
3 dni później w Goleniowie miały się odbyć Mistrzostwa Polski na 10km. Długo zastanawiałem się czy polecieć, tutaj termin mniej mi pasował i musiałem pokombinować z planem. Ostatecznie zdecydowałem, że lecę. Pod koniec miesiąca poleciałem 8 dwójek. Zacząłem po 3.10/km, trochę wolniej niż planowałem wtedy maraton. Nie czułem, że jest ciężko, ale miałem problem, żeby przyspieszyć. Czułem się trochę zamulony. Ale jak już się rozkręciłem to nie czułem się gorzej, był problem na wskoczenie na wyższe prędkości. Skończyłem po niecałe 3min/km pod kątem dychy. To był dobry trening, zwłaszcza dla głowy. Miesiąc skończyłem liczbą 630 wybieganych kilometrów. Nienajgorzej, biorąc pod uwagę pierwsze 10 dni. W listopadzie powinno wyjść więcej.
Listopad
Przed startem 11.11 zrobiłem dwa biegi ciągłe, nie chciałem wciskać treningu tempowego przed dyszką. Nie miałem za dużo wybieganych kilometrów w tempie pod dychę, bo maraton był najważniejszy. Wiedziałem, że z takiego treningu czasem krótsze biegi wychodzą nieźle. Ostatecznie Mistrzostwa przeniesiono z Goleniowa do Poznania. Bieganie po torze wyścigów samochodowych to coś innego. Prędkości trochę inne, ale atmosfera fajna mimo braku kibiców.
Pierwsze 3km ruszyłem w pierwszej grupce lekko poniżej 9 minut. Później było szarpnięcie, nie byłem gotowy na podkręcenie tempa w tym momencie więc odpuściłem grupę trzymając tempo. Za chwilę dogoniłem Błażeja Brzezińskiego, z którym leciałem razem do ok 8,5km. Wtedy lekko podkręciłem próbując gonić Arka Gardzielewskiego, który biegł z brązowym medalem. Niestety mój pościg się nie udał, za to Błażej dogonił mnie na ok. 500m do mety. Stwierdziłem, że nie oddam 4 miejsca, przytrzymałem, i ruszyłem mocniej ciesząc się??? z kolejnego miejsca za podium 🙂 30.02 to było jak na mnie szybko. Szybciej biegałem tylko 4 razy w życiu. I to z przygotowań do maratonu. Nakręciłem się jeszcze bardziej na minimum.
Niepokoiło mnie tylko gardło, które czułem już w drodze do Poznania. Dzień później bolała mnie głowa i jakby zatoki. 3 dni po starcie czułem się zniszczony i skróciłem trening o 4km (a chciałem się zawrócić chyba po trzecim). Okazało się że mam 38 gorączki, i kolejnego dnia odpuściłem bieganie. Powrót do normalności trochę mi zajął, chyba po tygodniu wróciłem do normalnego kilometrażu i obciążeń. Wypadły mi dwa ważne długie treningi. Stwierdziłem, że jednak nie ma co się jeszcze szarpać na minimum, za dużo w tym roku było braków.
Dwa tygodnie przed maratonem robiłem czwórki, na których czułem się jak wóz z węglem, jeszcze nie doszedłem do siebie po chorobie. Trochę się podłamałem, nie na długo bo za kilka dni zrobiłem fajne 26km na dobrym samopoczuciu, tętnie i zakwaszeniu 1,4mmol. Tydzień przed startem 8km w tempie maratońskim, dobry kwas i samopoczucie, dodatkowe dwie pięćsetki na przetarcie. Wyszło nieźle. Teraz luzuję do maratonu, to co zrobiłem musi wystarczyć. Planuję ruszyć na życiówkę, a minimum zostawiam na wiosnę, trzymajcie kciuki i czekajcie na relację z maratonu 🙂