Rok powoli dobiega końca, czas na podsumowanie poczynań biegowych. Nie było zawsze kolorowo, ale nie było też najgorzej. Mówią, że nie ważne jak się zaczyna, tylko jak kończy. To dobrze, bo zakończenie roku było dla mnie w miarę udane 🙂
Od początku
Rok zacząłem takim samym schematem startowym jak w 2018 roku. Niestety każdy start był delikatnie gorszy niż rok wcześniej. Chomiczówka, Gdynia, Wiązowna to kilka, kilkanaście sekund wolniej i dokładnie te same miejsca. Postanowiłem dorzucić dodatkowy start, żeby przełamać złą passę. W Radomiu nie poszło za dobrze, ale już kolejny bieg na przełajach wyszedł w miarę dobrze, wróciłem ze srebrnym medalem Mistrzostw Polski. Po tym starcie zaczynałem obóz, na którym miałem robić główne przygotowania do wiosennego maratonu.
Zdobyty medal i treningi, które wchodziły w Szklarskiej gładko napawały optymizmem. Czułem moc i motywację, żeby w końcu pokazać na co mnie stać. Prosto ze Szklarskiej pojechałem do Gniezna na Bieg Europejski, żeby przetrzeć się przed maratonem. Nie było rewelacji, 30:30 w samotnym biegu to było 7 sekund wolniej niż rok wcześniej. Ale generalnie mogło być. Tłumaczyłem to sobie startem z roboty i wierzyłem, że będzie dobrze.
Niestety tydzień później w Warszawie było dobrze tylko do połówki. Potem przyszła kolka i zupełnie sie poddałem. Tylko Kamila sprawiła, że ukończyłem ten maraton, bo nie miałem ochoty dobiegać do mety. Skończyło się na marnym 2:23. Wolniej pobiegłem 3 razy, w wieku 18 i 19 lat oraz prowadząc koleżance…
Zmiana trenera
Jeszcze przed Orlenem stwierdziłem, że po maratonie sam spróbuję zostać swoim trenerem. Tak zrobiłem. Zacząłem swoją teorię treningu stosować na sobie. Do początku lipca dużo startowałem, chciałem zarobić na przygotowania. Po kilku startach zaczęło wychodzić całkiem nieźle (biorąc pod uwagę starty co tydzień, raz nawet zaliczyłem dwa starty w weekend). Nie było rewelacyjnie, ale stabilnie. Niestety ta seria startów trochę mnie przydusiła. Po ostatnim biegu na początku lipca pojechałem do Szklarskiej i zacząłem trening.
Z perspektywy czasu stwierdziłem, że to był błąd. Powinienem najpierw tydzień troche odpuścić treningi i dopiero ruszyć. Obóz zamiast zbudować formę trochę mnie przydziabał. Potwierdziły to kolejne starty na 10km: ponad 31 minut w upale w Lęborku i ledwo złamane 31 w Gdańsku (po drodze wygrany na luzie Bieg Powstania Warszawskiego). Po tej krótkiej serii trochę odpocząłem i powoli zacząłem przygotowania do maratonu w Poznaniu.
Pojechałem kolejny raz do Szklarskiej. Wracając pojechałem do Raciborza na półmaraton. Nie pobiegłem tam zbyt szybko bo 1.08, ale biorąc pod uwagę ponad 30-stopniowy upał nie było źle. Zwłaszcza, że walczyłem do końca i ostatecznie zabrakło tylko 6 sekund do zwycięstwa. Kolejnym startem była dyszka w Krynicy z górki. Tam też wyszło nienajgorzej, poprawiłem ok. 30 sekund ubiegłoroczny wynik i znów walczyłem o miejsce do samego końca. I z tej walki byłem najbardziej zadowolony.
Ostatni miesiąc przygotowań realizowałem w domu. Nie zawsze było łatwo, ale ostatnie treningi wyszły dobrze. Wiedziałem, że coś się powinno ruszyć. W Poznaniu pobiegłem 2:17. Wprawdzie lekko wolniej niż oczekiwania, ale to był najlepszy maraton od 4 lat. Po maratonie 2 biegi na niezłym poziomie, roztrenowanie i po 3 tygodniach dyszka w 30:42. Myślę, że to dobry wstęp do 2020 roku. Wprawdzie do minimum olimpijskiego trochę brakuje, ale zamierzam spróbować. W końcu kolejna szansa za 4 lata.